Kurs w Termach Maltańskich za nami
Dodane przez nitas dnia 18 kwietnia 2012
W miniony weekend odbył się kurs w Termach Maltańskich. Było … no, po prostu zajebiście.
Termy to bez wątpienia najlepszy „obiekt basenowy” w Polsce. Pięćdziesięciometrowy basen, który w ciągu godziny (a może i krócej, ale tyle akurat czasu spędziliśmy na obiedzie po powrocie, z którego okazało się, że …) można zamienić na dwa baseny 25-metrowe, fantastyczna, tropikalna „część rekreacyjna” (z której akurat nie korzystaliśmy ani trochę), ale najważniejsze to … pięciometrowej głębokości (na całej powierzchni!) basen „do skoków” (z wieżami, z których na szczęście nikt nie skakał nam na głowy, bo … jest zakaz kierownika!) o wymiarach ca. 25m x 25m, na którym można było ćwiczyć elementy nurkowania w głąb.
Do tego salka na wykłady i ćwiczenia oddechowe tuż obok wody, a więc … żyć, nie umierać! Można tylko pozazdrościć Poznaniakom, że mają to na co dzień!
My spędziliśmy tam tylko (i aż) dwa wytężające dni ale i tak byliśmy pod wrażeniem. Choć w sumie nie wiem czy większe wrażenie zrobiły na nas same Termy czy … kursanci. Takiej grupy nie jeszcze spotkaliśmy! Wyniki w statyce przekraczające 5 minut to jeszcze nic (to się w końcu, może niezbyt często, ale jednak zdarza na kursach), ale to, co studenci pokazali drugiego dnia w monopłetwie przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Prawie wszyscy po założeniu monówki na nogi (pierwszy raz w życiu!) radzili sobie w niej jakby się w niej urodzili. Czegoś takiego nikt z naszej trójki jeszcze nie widział. Żadnych problemów z kontrolą płetwy, utrzymaniem kierunku, pułapu czy pozycji, co przecież jest chlebem powszednim początkujących monofinerów! I gdyby to dotyczyło tylko jednej, wybranej osoby można by jeszcze zrozumieć, w końcu wybryki natury się trafiają, ale tak było ze wszystkimi!!!! Co więcej nie tylko brak było tych klasycznych problemów typowych dla wieku niemowlęcego finswimmera ale i inne elementy techniki były bez zarzutu! Usztywnienie górnej części tułowia, idealna pozycja głowy i rąk, ruchomość bioder, brak „bicia z kolan”! Jak to wszystko było możliwe?! Monstrualna fluktuacja statystyczna, która sprawiła, ze zebrała się unikalna grupa kursantów, czy może Kasia i Emilia są tak genialnymi instruktorkami?! Prawda pewnie jak zwykle leży pośrodku, w każdym razie kurs wypadł rewelacyjnie i trzeba tylko jak najszybciej zrobić kolejne jego edycje.
Poniżej i obok znajdziecie fotki z kursu autorstwa Kasi Talagi przedstawiające m.in. spektakularne balckouty prowadzącego zajęcia Tomka Nitki (na szczęście pozorowane:)