Nie tylko Shallow Water Blackout cz. II
Dodane przez nitas dnia 11 marca 2009
Uraz ciśnieniowy ucha

Sprawa jest doskonale znana każdemu nurkowi sprzętowemu, więc nie będę wyjaśniał, na czym polega – wszyscy i tak wiedzą. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, że problemy z uchem dotyczą również freediverów. A zdarzają się i najlepszym. Doświadczyli go, między innymi, Yasemin Dalilic i Topi Lintukangas w czasie swoich rekordowych prób. Nic w tym dziwnego, bo kiedy nurek, będący na granicy możliwości wyrównania ciśnienia, ma jeszcze tylko kilka metrów do zerwania plakietki z nowym rekordem, czasem ryzykuje dalsze zanurzanie licząc, że jednak się uda. Raz się udaje, a kiedy indziej bębenek ulega perforacji, zalany zostaje błędnik i wtedy zaczynają się kłopoty. Nurek doznaje zawrotów głowy i może stracić orientację. Jeśli zacznie się „wynurzać” w poziomie zamiast ku górze, może to oznaczać poważne problemy.

Trzeba tu powiedzieć, że o ile w przypadku scuba wyrównywanie ciśnienia w uchu środkowym raczej dla nikogo nie stanowi problemu, to przy bezdechach staje się jednym z głównych czynników ograniczających głębokość, jaką jesteśmy w stanie osiągnąć. Nurkując ze sprzętem mamy powietrza pod dostatkiem i delikatne dmuchnięcie w zatkany ręką nos (tzw. próba Valsalvy) na ogół załatwia sprawę.

Niestety we freedivingu sprawy mają się trochę inaczej. Tu z każdym pokonanym metrem głębokości mamy mniejszą objętość powietrza do dyspozycji. Na 30 metrach nasze płuca są skurczone do 1/4 swojej normalnej pojemności i tu mniej więcej zaczynają się problemy. Próbujemy ścisnąć płuca, aby wydusić z nich jeszcze trochę powietrza i przepchnąć je przez trąbki Eustachiusza, i... nic się nie dzieje. Nic dziwnego – nasze płuca są skompresowane do objętości bliskiej residual volume, stąd nasze kłopoty. Tradycyjna próba Valsalvy przestaje być skuteczna, właśnie dlatego freediverzy w zasadzie w ogóle nie posługują się nią.

Istnieje kilka, o ile nie kilkanaście, technik wyrównywania ciśnienia. Z grubsza rzecz biorąc, można podzielić je na techniki ciśnieniowe (jak właśnie Valsalva), w których trąbki otwierają się wskutek zwiększonego ciśnienia w jamie nosowej i bezciśnieniowe, w których przypadku otwarcie trąbek uzyskuje się poprzez pracę odpowiednich grup mięśni. Są też kombinacje jednych i drugich. Jeśli chodzi o techniki bezciśnieniowe (jak np. przełykanie śliny, odginanie głowy, ziewanie przy zamkniętych ustach i inne) to, choć są bardzo eleganckie – nie wymagają łapania się za nos – ich skuteczność jest jednak (może poza osobnikami o wyjątkowo drożnych trąbkach Eustachiusza jak np. Gianluca Genoni) ograniczona do mniej więcej podobnych głębokości jak próba Valsalvy. Niezwykle wydajną techniką, w pewnym sensie też bezciśnieniową, jest manewr polegający na wciąganiu przez nos wody do jamy nosowej i zatok. Jednak jest to technika trudna i niebezpieczna, dlatego posługuje się nią bardzo wąskie grono zaawansowanych nurków.

Wydaje się, że najpopularniejszą i jednocześnie bardzo efektywną techniką, używaną przez chyba wszystkich głęboko nurkujących freediverów, jest tzw. manewr Frenzla. Został on opracowany przez komandora Luftwaffe (Frenzla właśnie) w czasie II Wojny Światowej dla pilotów i załóg bombowców nurkujących (okazuje się, że przy locie nurkowym ciśnienie rośnie na tyle gwałtownie, że zaczyna to stanowić problem). Z grubsza rzecz biorąc, technika Frenzla polega na tym, że najpierw powietrze z płuc zasysane jest do ust i gromadzone nad językiem. Następnie wykonywany jest silny ruch języka do góry i do tyłu tak, że język jak tłok przepycha je do jamy nosowej, zwiększając panujące w niej ciśnienie. Jeśli jednocześnie mamy zatkany nos (ręką lub zaciskiem) i zamkniętą głośnię, to powietrze, które nie ma dokąd uciec, uchodzi przez trąbki Eustachiusza do ucha środkowego. Frenzel jest tak skuteczny, że pozwala rozwiązać problem wyrównywania ciśnienia nawet osobom o wyjątkowo niedrożnych trąbkach. Taką osobą jest np. Eric Fattach, który mimo że od najmłodszych lat uwielbiał pływać, to nie był w stanie zanurkować głębiej niż na 2-3 metry. Jego trąbki są tak wyjątkowo ścisłe, że pomimo iż Eric znał próbę Valsalvy, to nie był w stanie wyrównać ciśnienia przy jej pomocy. Wreszcie pewnego razu natknął się na opis techniki Frenzla i jak sam mówi, opanował ją w 5 minut. Od tej chwili podwodny świat stanął przed nim otworem i Eric kilka lat później znalazł się na 88 metrach. Uprzedzam jednak, że dla większości z nas poprawne opanowanie tej techniki nie okaże się takie łatwe jak w jego przypadku. Dlatego zainteresowanych odsyłam do chyba najlepszego dokumentu na ten temat, napisanego właśnie przez Erica Fattaha: „The Frenzel Technique, Step-by-Step” (www.ericfattah.com/frenzel.doc). Tym z was, którzy będą chcieli zapuścić się naprawdę głęboko, polecam też wątek „Failure Depth” na liście dyskusyjnej serwisu www.deeperblue.net, gdzie w jednym z postów Eric zdradza, nieujawnione we wspomnianym wyżej dokumencie, tajniki, dotyczące jego własnej modyfikacji Frenzla tzw. mouthfill technique.

Na koniec można jeszcze przypomnieć, że obecnie prawie wszyscy freediverzy stosują przed zanurzeniem prostą, ale skuteczną technikę pakowania płuc (lung packing). Polega ona na tym, że po wzięciu ostatniego, maksymalnego wdechu nurek „dopakowuje” poprzez zasysanie językiem do ust dodatkowych porcji (tzw. packs) powietrza, które przepompowuje natychmiast do płuc. W wyniku wykonania od kilkunastu do kilkudziesięciu „dopakowań” można wprowadzić do płuc nawet do 3 litrów dodatkowego powietrza, które bardzo przydaje się na głębokościach do wyrównywania ciśnienia w uchu środkowym, dodatkowo zabezpieczając je przed urazem. Należy jednak pamiętać, że nadmierne pakowanie wywołuje zawroty głowy a w skrajnych przypadkach może doprowadzić do nawet blackoutu (jeszcze przed rozpoczęciem nurkowania). Doświadczył tego między innymi właśnie Eric Fattach w czasie rywalizacji w Montreux w 2000 r. Złośliwi konkurenci do końca trwania zawodów przezywali go Japończykiem w nawiązaniu do słynnej sceny z „Big Blue” (oczywiście w przypadku Japończyka z filmu przyczyna blackoutu była zupełnie inna – nadmierna hiperwentylacja).

Uraz ciśnieniowy płuc

Jak powiedział jeden ze znanych freediverów: „ludzie są zaprojektowani do nurkowania na głębokości do 40 metrów”. Głębiej należy brać pod uwagę ryzyko urazu ciśnieniowego – zgniecenia płuc (lung squeeze). Jego mechanizm jest całkowicie odmienny od urazu o tej samej nazwie (tylko w języku polskim), doskonale wszystkim znanego z nurkowań na sprężonych mieszankach oddechowych.

Kiedy nurek bezdechowy zanurza się, ciśnienie zewnętrzne powoduje narastającą kompresję płuc. Te jednak znajdują się nie w elastycznym worku, a w zbudowanej z dość sztywnych żeber klatce piersiowej. Wprawdzie posiada ona pewne (ograniczone) możliwości kurczenia się, ale zawsze stawia działającej z zewnątrz sile pewien opór. W rezultacie ciśnienie słupa wody na danej głębokości jest równoważone przez ciśnienie powietrza w płucach plus tę właśnie siłę oporu (sprężystości) klatki piersiowej. Oznacza to, że w płucach stale utrzymuje się pewne niewielkie podciśnienie.

Jest ono przyczyną znanego wszystkim freediverom efektu nazywanego z angielska blood shift. Aby skompensować panujące w płucach podciśnienie, do naczyń krwionośnych klatki piersiowej przetłaczana jest krew pozyskana z innych obszarów organizmu. Proces ten przebiega tym łatwiej, że wskutek zatrzymania oddechu i narastającego ciśnienia zewnętrznego obkurczeniu ulegają naczynia krwionośne dostarczające krew do peryferiów – palców, dłoni, stóp, kończyn i skóry. „Zaoszczędzona“ w ten sposób krew może zostać skierowana właśnie do płuc. Dodatkowym efektem wspomagającym blood shift jest stopniowe przemieszczanie narządów wewnętrznych z jamy brzusznej do klatki piersiowej. To, na ile efektywny jest ten ostatni proces, zależy od elastyczności przepony – mięśnia rozpościerającego się pomiędzy płucami a jamą brzuszną. Oba te efekty powodują jedno: klatka piersiowa wypełnia się cieczą (krew) i organami wewnętrznymi (trzewia), które – w odróżnieniu od znajdującego się w płucach powietrza – są nieściśliwe. Właśnie dlatego dalsze narastanie ciśnienia zewnętrznego nie powoduje zgniecenia klatki piersiowej i połamania żeber.

Póki znajdujemy się na niewielkich głębokościach, efekty blood shift i przetłaczania trzewi manifestują się w minimalnym stopniu. Klatka piersiowa poddaje się jeszcze kompresji i w miarę nadąża za zmniejszaniem objętości płuc. Sytuacja zmienia się mniej więcej, kiedy mijamy marker oznaczający 40 metr (w zależności od osobnika równie dobrze może to być 35 lub 45 metr). W tym momencie klatka piersiowa osiąga objętość graniczną (a płuca residual volume). Dalsze jej zgniatanie jest niemożliwe ze względu na sztywność żeber. Od tej chwili postępującej kompresji płuc nie towarzyszy już kurczenie się klatki. Dlatego zapotrzebowanie na nieściśliwe organy wewnętrzne i krew gwałtownie rośnie, i... tu może pojawić się problem. Jeśli zapotrzebowanie to nie zostanie odpowiednio szybko zaspokojone, wówczas podciśnienie w płucach może wzrosnąć do niebezpiecznych wartości. W konsekwencji krew pod wpływem różnicy ciśnień może zacząć przenikać z naczyń krwionośnych do światła pęcherzyków płucnych. Właśnie wtedy mamy do czynienia z urazem płuc.

Po wynurzeniu nurek pluje śliną podbarwioną krwią. Na ogół jej ilości są niewielkie a objawy ustępują po dość krótkim czasie. Jednak w skrajnych przypadkach może dojść nawet do wtórnego utonięcia. Zalane krwią pęcherzyki płucne nie są wówczas w stanie prawidłowo wykonywać swojej pracy, a nurek dusi się, mimo że znajduje się na powierzchni i może oddychać powietrzem atmosferycznym. W lżejszych przypadkach stan plucia krwią utrzymuje się przez kilka – kilkanaście godzin. Towarzyszy mu uczucie ogólnego zmęczenia oraz trudności z nabraniem pełnego oddechu. Czasem oddychaniu towarzyszyć może rzężenie i ból w okolicach klatki piersiowej. Niestety, ustąpienie tych objawów (co następuje szybciej lub później w zależności od stopnia uszkodzenia płuc) nie oznacza, że problem zniknął. Należy liczyć się z tym, że nadwerężone pęcherzyki jeszcze przez dłuższy czas będą dochodzić do siebie. Nurkowaniom, nawet na dużo mniejsze głębokości, może towarzyszyć krwioplucie. Dlatego po doznaniu urazu, należy zawiesić nurkowania na pewien czas (zależny od tego jak poważny był uraz), a po ich wznowieniu rozpoczynać od małych głębokości. W miarę upływu kolejnych dni można stopniowo nurkować coraz głębiej, jednak cały czas należy kontrolować, czy objawy lung squeeze nie powracają.

Co robić, aby nie dopuścić do urazu? Nie ma tu prostej rady. Wydaje się, że pierwszą i podstawową zasadą powinno być powolne stopniowanie głębokości. Nie należy gwałtownie poprawiać swojego personal best, szczególnie kiedy jesteśmy w obszarze ryzyka, a więc po przekroczeniu 35-40 metra. Najpierw należy wykonać kilka – kilkanaście nurkowań w okolicach swojego rekordowego osiągnięcia, a dopiero potem atakować głębokość większą o kilka (2-3) metrów. Tu znów seria zanurzeń na podobną głębokość i ponowne przesunięcie poprzeczki. Po dłuższej przerwie (np. zimowej) w nurkowaniach należy stopniowo dochodzić do dużych głębokości, nawet jeśli leżą one poniżej osobistego rekordu. Z kolei każde głębokie nurkowanie powinno być poprzedzone odpowiednią rozgrzewką tj. kilkoma przygotowawczymi zanurzeniami na mniejsze głębokości (można w tym celu wykonywać opisane poniżej negative pressure dives). Postępując w ten sposób, za każdym razem dajemy szansę organizmowi na przyzwyczajenie się do głębokości i panującego na niej ciśnienia. Dajemy mu czas na „aklimatyzację”, co pozwala zmniejszyć ryzyko wystąpienia lung squezze.

Druga rada to ćwiczenie przepony. Im przepona jest bardziej elastyczna, tym łatwiej i głębiej trzewia są w stanie wniknąć w światło klatki piersiowej. To zabezpiecza nurka przed wzrostem podciśnienia w płucach i ryzykiem ich uszkodzenia. Typowym przykładem tego typu ćwiczenia jest technika zaczerpnięta z Pranayamy - Uddiyana Bandha (na filmach o Umberto Pelizzarim można znaleźć ujęcia Mistrza w trakcie wykonywania tej techniki). Polega ono na wykonaniu pełnego, maksymalnego wydechu, po którym następuje głębokie zassanie brzucha w światło klatki piersiowej. Nurkowie często nie ograniczają się do wykonania zwykłego wydechu, ale na koniec (ale jeszcze przed wciągnięciem brzucha) dodają serię reverse packs (wysysanie, przy pomocy języka, powietrza z płuc po osiągnięciu przez nie objętości residual volume).

Ćwiczeniom poprawiającym elastyczność powinna być poddawana nie tylko sama przepona, ale też cała klatka piersiowa. Gdy jest ona zbyt sztywna, wówczas stawia duży opór ciśnieniu zewnętrznemu, jeszcze zanim płuca osiągną residual volume. Może to być przyczyną wystąpienia krwioplucia po wynurzeniu z głębokości dużo mniejszych niż wspomniane na wstępie 35-40 metrów. Znane są przypadki, kiedy uraz płuc miał miejsce po nurkowaniach na zaledwie 25 metrów. Inną przyczyną takiego stanu rzeczy mogło być też wzięcie niepełnego oddechu. Płuca osiągają wtedy objętość zalegającą na dużo mniejszej głębokości niż normalnie. Z tego właśnie powodu należy bardzo ostrożnie przeprowadzać wspomniane powyżej tzw. negative pressure dives (nurkowania negatywne), polegające na zanurzeniu się po wykonaniu wydechu, mimo że osiągane w ten sposób głębokości są niewielkie. Nurkowie często wykonują negative pressure dives w ramach rozgrzewki, dzięki czemu efekt ciśnienia panującego na np. 50 metrach uzyskują już na 5-15 metrach (w zależności od stopnia opróżnienia płuc). Powoduje to szybsze i osiągnięte mniejszym wysiłkiem (niż przez rzeczywiste nurkowanie na 50 m) zaadoptowanie do ciśnienia a także szybszą aktywację odruchu nurkowego. Jednak z powodu zwiększonego ryzyka urazu płuc należy je przeprowadzać z najwyższą ostrożnością. Konieczne jest też zapewnienie bardzo uważnej asekuracji. Nurek nie tylko ma mało tlenu, ale też  z powodu pustych płuc  ujemną pływalność. W razie blackoutu nie może liczyć na to, że wyporność wyniesie go na powierzchnię.

Peter Scott w swoim znakomitym artykule na temat urazu ciśnieniowego pt. „Fear the Squeeze” zwraca uwagę na jeszcze trzy kwestie. Pierwsza to zalecenie, że w każdym głębokim nurkowaniu zachowywać należy odpowiednie (czytaj nie zbyt szybkie) tempo zanurzania. Kiedy tempo wzrostu ciśnienia jest wolniejsze, wówczas mechanizmy obronne mają więcej czasu na zamanifestowanie się i uchronienie nas przed uszkodzeniem płuc. Druga - to właściwe nawodnienie organizmu. Odwodnienie, o które we freedivingu łatwo, prowadzi do zmniejszenia objętości krwi i w konsekwencji zmniejszenia efektywności efektu blood shift (nie mówiąc o zwiększeniu lepkości krwi). Ostatnia kwestia wydaje się dość oczywista. Chodzi mianowicie o podchodzenie z wielką ostrożnością do wszelkich, nawet płytkich, nurkowań po przebyciu jakiejkolwiek choroby płuc. Mimo tego, że powinno to być dla wszystkich oczywiste, właśnie Peter Scott doznał wyjątkowo ciężkiego urazu wskutek zlekceważenia przeziębienia płuc. Warto dodać, że miało to miejsce po nurkowaniu leżącym dużo poniżej normalnie osiąganych przez niego limitów.

Na koniec warto zauważyć związek ryzyka urazu płuc z kwestią wyrównywania ciśnienia w uchu środkowym. Problemy z uchem są dla wielu z nas barierą, która zatrzymuje nas przed zejściem głębiej. Kiedy wreszcie uda się opanować nową, doskonalszą technikę wyrównywania ciśnienia okazuje się, że jesteśmy w stanie nagle „awansować” o kolejne 8-10 metrów i... tu właśnie może okazać się, że trafiamy na nowe ograniczenie – lung squeeze. O tym, że tak właśnie się stało dowiadujemy się już po fakcie – na powierzchni. Nasze organizmy niestety nie mają żadnych receptorów czy też innego mechanizmu ostrzegawczego, który uprzedzałby nas o zbliżającym się niebezpieczeństwie uszkodzenia płuc. Na głębokości nie odczuwamy żadnych problemów. Dopiero, kiedy po wynurzeniu plujemy krwią oznacza to, że posunęliśmy się o kilka metrów za głęboko.

Arytmie serca

Zatrzymywanie oddechu, szczególnie w połączeniu ze zmianami ciśnienia zewnętrznego, a więc w nurkowaniach na głębokość, wywołuje bradykardię (zwolnienie tętna) a czasem może prowadzić do nierównomiernego bicia serca. Według Terry Maas’a ten sam efekt (arytmia) pojawić się może w wyniku nieumiejętnego, forsownego wyrównywania ciśnienia za pomocą próby Valsalvy. Oczywiście nurkami najbardziej narażonymi na tego rodzaju komplikacje są osoby o naturalnych skłonnościach do arytmii. Innym może się to nigdy nie przydarzyć, ale pewności nie ma. O tym, że coś przebiega inaczej niż powinno, dowiadujemy się z reguły dopiero po powrocie na powierzchnię. Serce bije nierówno, często rytm jest przyśpieszony. Trzeba tu zaznaczyć, że przyśpieszenie pulsu po wynurzeniu jest zjawiskiem naturalnym. Jeśli jednak towarzyszy mu nierównomierność, a objawy nie ustępują po kilku chwilach, oznacza to, że mamy problem arytmii. Jedyne, co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji, to zakończyć nurkowanie oraz wszelką inną działalność wymagającą wysiłku na dany dzień. Należy też skonsultować się z kardiologiem, aby ocenić czy u danej osoby nie występują przeciwwskazania do uprawiania nurkowania na zatrzymanym oddechu.
Problem nieregularnego tętna, o ile w ogóle ma miejsce, pojawia się na ogół po głębokich nurkowaniach. Jednak znany jest co najmniej jeden przypadek nurka, u którego arytmia występowała po maksymalnych statykach (co w jego przypadku oznaczało ok. 6 min. 20 sek.) i utrzymywała się nawet do kilku godzin.

Na koniec warto zaznaczyć, że fizjologia nurkowań na bezdechu (zwłaszcza głębokich) nie jest do końca zbadana, ze zresztą dość oczywistych względów - brak jest wystarczająco obfitego materiału doświadczalnego. Stąd znaczna ilość informacji przedstawionej w niniejszym tekście bierze się raczej z praktyki tj. relacji nurków niż z naukowo potwierdzonych teorii. Oznacza to, że niektóre z przedstawionych tu prób wyjaśnienia pewnych faktów mogą zostać w przyszłości zweryfikowane.

Bibliografia:

„Decompression Illness and Freediving” Peter Sheard
„Lung Squeeze” David Sawatzky
„Unreveling the Mammalian Diving Reflex Part I & Part II” Erik Seedhouse
„Take a Deep Breath Part I & Part II” Erik Seedhouse
„Reality Czech” Paul Kotik
„Fear the Squeeze” Peter Scott


Tomek „Nitas” Nitka