VI Puchar Polski
Dodane przez nitas dnia 19 kwietnia 2009
Zwycięzcą w rozegranych wczoraj (18.04.2009) zawodach 6 Pucharu Polski został Piotrek Bauza, który pokonał do niedawna niezniszczalnego – niezatapialnego Cetiego. Na trzecim stopniu podium stanął Sergio Martinem Alvarez - mający niemieckie obywatelstwo uchodźca z Kuby. W konkurencji kobiet zwyciężyła nowa nadzieja polskiego freedivingu Agata Bogusz. Mimo wielkich oczekiwań nikomu nie udało się ustanowić żadnego rekordu Polski. Mimo to zawody obfitowały w dramatyczne sytuacje i na pewno trzeba uznać je za bardzo udane.

/ Autorka tego i pozostałych zdjęć: Joanna Nitka

Nadzieje na rekordy związane były przede wszystkim z dynamiką bez płetw. Oprócz Piotrka Bauzy od pewnego już czasu atakującego blisko 4 letni rekord Donicy (139 m) w tym roku na arenie pojawili się nowi fighterzy, dwaj panowie M&M: Mateusz Malina z Krakowa i Michał Mrozowski z Warszawy. Każdy z nich niedawno zaliczył swoje Personal Best wynoszące równe 150 metrów. Wydawało się, że wobec takiej trójki stary rekord po prostu musi paść. Ponadto jak zwykle duże oczekiwania związane były z występem Tomka Bryla w statyce. W dodatku Ceti, jak przyznał mi się w trakcie zawodów, kilka dni wcześniej popłynął 186 m w monopłetwie. W szczęśliwym układzie mogliśmy więc mieć nawet trzy rekordy.

Tymczasem jak wyglądała rywalizacja?

Mniej więcej w połowie stawki przychodzi kolej na moją statykę. Liczę na w miarę przyzwoity czas w okolicach pięciu i pół minuty. Jak dobrze pójdzie, może być nawet blisko sześciu, tyle przynajmniej udawało się wyciągnąć na nielicznych treningach, które udało mi się odbyć przed tymi zawodami. Niestety już w trakcie rozgrzewki czuję, że kontrakcje przychodzą wcześniej niż się spodziewałem. Żeby dociągnąć do "przepisowych" 4 minut potrzebuję aż 15 skurczy. Trochę dużo – nie rokuje to dobrze. W zasadniczej próbie moje obawy potwierdzają się. Docieram tylko do 5:09 i kończę. Krzysiek - sędzia - uśmiecha się do mnie mówiąc "Trzeba było powtarzać sobie wlazł kotek na płotek". Nie da się ukryć, trzeba było :) Nieco zniesmaczony wyłażę z wody i zaczynam przyglądać się kolejnym zawodnikom.

Najciekawszy okazuje się bezpośredni pojedynek Cetiego z Piotrkiem Bauzą. Stają tuż obok siebie na sąsiednich stanowiskach. Ceti wynurza się po dramatycznej walce z kontrakcjami osiągając czas w okolicach 6 i pół minuty. Tym razem jest to jednak za mało na Piotrka, który ciągnie dalej i dociera do ponad 7 minut. Znam Piotrka od kilku lat i wiem, że wiele jego znakomitych występów kończyło się niepowodzeniem z powodu trudności z wynurzeniem. Niejedną z tych dyskwalifikacji sam widziałem, dlatego teraz z niepokojem obserwuję, co będzie się działo. Tym razem jednak Piotrek kończy procedurę w sposób nie budzący najmniejszych wątpliwości. Biała kartka i z czasem 7:02 Piotrek staje się trzecim Polakiem, który uzyskał rezultat przekraczający siedem minut w oficjalnych zawodach. Moje wielkie gratulacje! Brawo Piotrek!

Packing Blackout

Wreszcie nadchodzi finalny akord statyki. Na pierwszym stanowisku ustawia się jedyny zawodnik ostatniej kolejki - nasz worldchampion freediver Tomek Bryl! Oczy wszystkich zgromadzonych skierowane są tylko na niego. Liczymy na poprawienie rekordu Polski. Zapada cisza zakłócana tylko odliczaniem spikera: 5, 4, 3, 2, 1 Official Top ... Tomek bierze ostatnie packi i zanurza się. Zrazu nic nie zwiastuje katastrofy, która nastąpi za chwilę. Jednak już po kilkunastu sekundach Tomek upuszcza pierwszy i zaraz po nim drugi bąbel powietrza. Czyżby znów przepakował, zastanawiam się? Jednak natychmiast Tomek pokazuje okejkę, a więc wszystko gra… Nie na długo. Po dalszych kilkunastu sekundach pojawiają się kolejne, tym razem już zupełnie niekontrolowane bąble. Tomek dostaje konwulsji i po niespełna pięćdziesięciu sekundach Ceti musi wyciągać go z wody. A więc stary problem Tomka - packing blackout - znów dał znać o sobie. Nie tylko z rekordu, ale nawet z jakiegokolwiek dobrego wyniku nic nie wychodzi. Mimo tego niepowodzenia Tomek ani na chwilę nie traci dobrego humoru. Nie udało się? Trudno, następnym razem będzie lepiej. Zdaje się, że Justyna - jego siostra - bardziej przeżywa niepowodzenie brata niż on sam. Jego to w ogóle nie rusza. Ze zgromadzonymi wokół niego zawodnikami dzieli się wrażeniami ze swojego blackoutu z niezmąconym spokojem i uśmiechem na ustach. I za to (między innymi) Cię lubię, Tomek! A następnym razem rekord padnie! Może znów na Mistrzostwach Świata? Tego Ci życzę.

Dynamika

Po przerwie przychodzi kolej na dynamikę. Jako pierwszy startuje Ceti. Dociera do nieosiągalnego dla wielu innych wyniku 131 metrów. Jednak na niego samego, zwłaszcza biorąc pod uwagę niedawne 186 metrów, to skromny rezultat. Jak sam przyznaje, przerwa między jego statyką, a dynamiką była chyba tym razem zbyt krótka. Ceti wyraźnie odczuwał zmęczenie. Deklaracja 1 metr, ustawiająca go na samym początku startów w dynamice była błędem. Po niedługim czasie przychodzi kolej na Piotrka. Pewnie płynie 125 metrów i wynurza się, rozwiewając tym samym nadzieje na rekord Polski w jego wydaniu. Jak się okazuje ta strategia przynosi jednak rezultaty: wynurzenie znów nie budzi wątpliwości sędziego, próba jest zaliczona, a Piotrek obejmuje prowadzenie w zawodach, którego nie odda już do końca. W tym miejscu muszę pogratulować Piotrkowi rozwagi, która wreszcie przyniosła mu zasłużony sukces. W przeszłości zdarzało się, że ten mający wielkie możliwości zawodnik przeginał i jego występy kończyły się dyskwalifikacją. Wygląda na to, że Piotrek dojrzał i wyciągnął wnioski ze swoich porażek.

Mateusz

Niedługo potem nadchodzą emocje związane ze startem kolejnego kandydata do rekordu Polski w DNF. Na torze B pojawia się Krakus – Mateusz Malina. Spokojnie przemierza kolejne długości basenu. Mimo, że nie ma na nogach płetw płynie dalej niż wszyscy startujący przed nim zawodnicy i … gdy mija miejsce gdzie mniej więcej powinien leżeć stary rekord …. opada na dno. W pierwszej chwili niedoświadczony asekurant nie reaguje. Dopiero po okrzykach Radka - sędziego i obserwatorów rusza pod wodę i wyciąga nieprzytomnego Mateusza. Ten dłuższą chwilę dochodzi do siebie. Kiedy wreszcie odzyskuje przytomność wokół rozlegają się gromkie brawa. Próba jest niezliczona, blackout był potężny, ale jednak do tego miejsca od czasów Pawła „Donicy” Strugały nie dotarł bez płetw żaden z Polaków. Za to należy się uznanie.

Skucha

Wreszcie przychodzi moja kolej. Przed zawodami trzy razy ćwiczyłem dynamikę. Raz wyszło 110 metrów, ale wiem, że mogłem płynąć dalej. Za drugim razem jednak poddałem się po zaledwie 75 metrach. Trzecia próba była obiecująca – 125 metrów. Biorąc pod uwagę, że na zawodach zawsze mam silniejszą motywację mogę liczyć na 125+. Niestety to nie jest mój dzień. Wszystko mnie wkurza. Kontrakcje są wczesne, na głębokiej części basenu zamiast trzymać stały pułap ślizgam się po dnie, w rezultacie wracając na płyciznę muszę wyciągać się pod górę. W ogóle nie zwracam uwagi na technikę, płynę byle jak. W rezultacie powtarza się sytuacja z drugiego treningu – mam ochotę wynurzyć się po 75 metrach. No, myślę, to jednak byłby obciach, dociągnę chociaż do setki. Aha, przecież zadeklarowałem 103 metry, przypominam sobie. Dobra, zrobię więc nawrót i wynurzam się. I tak się dzieje. Z wynikiem 104 metry wściekły wyłażę z wody.

Michał

Za chwilę jednak zapominam o swoim niepowodzeniu, bo do boju rusza ostatnia para: Piotrek Palacz i mój cichy faworyt – Michał Mrozowski. Rekordu w DNF nie pobił Piotrek Bauza ani Mateusz Malina. Pozostał jeszcze właśnie Michał. Jest nieco rozczarowany swoim startem w statyce. Dociągnął aż do sześciu minut, ale z powodu lekkiej samby nie zmieścił się z procedurą powierzchniową w regulaminowym, czasie. Przekroczył go o jedną zaledwie sekundę! Szkoda, bo miałby wielkie szanse na podium. Teraz jednak musi zapomnieć o porażce i skoncentrować się na swojej koronnej konkurencji. Nie mogę się oprzeć, żeby w tym miejscu nie napisać kilku słów o Michale. Był u mnie na kursie basenowym i od pierwszego dnia zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ma wielką swobodę poruszania się w wodzie. Dało się to zauważyć już przy dynamice w płetwach, mimo tego, że Michał jej nie lubi i nie uprawia. Jednak prawdziwą klasę pokazał w DNF. Po kilku treningach jego ruchy stały się prawie perfekcyjne. Fantastyczna efektywność – dwa, dwa i pół cyklu na długości basenu (a podobno jest w stanie pokonać 25 metrów wykonując tylko jeden cykl!), idealna sylwetka, miękkość ruchów, no i te odległości … Wszystko to, zwłaszcza po asekuracyjnym nurkowaniu Piotrka Bauzy i blackoucie Mateusza kazało mi typować Michała jako pewniaka do rekordu Polski. Jednak już zaraz po starcie widzę, że coś jest nie tak jak powinno. Znikła cała lekkość poruszania się. Zamiast 2-3 cykli Michał płynie basen w 4, a później nawet 5 i 6 cyklach. Śpieszy się, nie wyczekuje fazy szybowania. Na jednym z nawrotów obraca się będąc pół metra od ściany i nie dotykając jej ręką. Jasna cholera, myślę – będą punkty karne i rekord nie zostanie uznany (wtedy jeszcze miałem nadzieję, że Michałowi się uda)! Jednak jakimś nadludzkim wysiłkiem Michał kopie na oślep nogą trafiając w ścianę. Odbicie jest jednak zupełnie nieefektywne. Mimo tego, że nurkowanie wygląda o niebo gorzej od tego, co jest codzienną rutyną tego zawodnika dociera on mniej więcej do tego samego miejsca, co Mateusz. Próbuje się wynurzyć i ... dopada go potężny blackout. Znów do akcji ruszają asekuranci. A więc rekordu w DNF, przynajmniej tym razem, nie będzie. Szkoda. Mimo to radzę zapamiętać to nazwisko - Michał Mrozowski już wkrótce może stać się Drugim Donicą, a zaraz potem przegonić go. Uprawia freediving zaledwie kilka miesięcy, a dotarł już do 6 minut w statyce i 150 metrów w DNF. Wczoraj zapłacił frycowe pierwszego startu. Zjadły go nerwy, ale z tego niepowodzenia trzeba wyciągnąć wnioski. Nie zniechęcać się, ale potraktować je jako pożyteczne doświadczenie. Następnym razem będzie duuuużo lepiej. Michał - trzymaj się, jestem z Tobą!

Zawody się kończą. Następuje dekoracja zwycięzców i tradycyjny wspólny obiad w pobliskiej restauracji. Ta relacja jest subiektywna i nie uzurpuje sobie prawa do miana wyczerpującej. Pominąłem w niej wiele istotnych wydarzeń, jednak ze wspomnianego powodu, mógłbym zakończyć ją w tym miejscu. Mimo to nie mogę nie wspomnieć o objawieniu w naszym freedivingu kobiecym - Agacie Bogusz. Niestety nie miałem okazji obserwować jej startów, ale rezultaty: 5:11 w statyce i 117 m w dynamice potwierdzają, że jej występ w Czechach nie był dziełem przypadku i dobrze rokują na przyszłość. Agata - gratuluję wyników, zwycięstwa w zawodach i czekam na ciąg dalszy. Warto też zauważyć kolejny udany występ Huberta Chomy. Statyka (nieco poniżej oczekiwań 5:22) i bardzo dobra dynamika (136m) zakończona tym razem w sposób nie budzący żadnych wątpliwości sędziego, łącznie dały mu 4 miejsce w bardzo silnej stawce. Tak trzymać!

Na koniec wypada pogratulować organizatorom. Zawody przeprowadzone były perfekcyjnie, co zresztą staje się naszą polską tradycją.




Autor: Tomek "Nitas" Nitka