Nawigacja

Facebook

Losowa Fotka

Aktualnie online

· Goci online: 1

· Uytkownikw online: 0

· cznie uytkownikw: 16
· Najnowszy uytkownik: maro

Wywiad z Cetim

Ceti w Berlinie 2009. Zdjęcie Radek Gaca



Tomek Nitka: Cześć. Na początek przedstaw się.

Robert Celer: Robert Cetler, od wielu lat „Ceti”. Urodziłem się 35 lat temu. Pracuję w Bydgoszczy. Cały czas mam kontakt z wodą, jestem ratownikiem, uczę pływać. Od niecałego roku jestem szczęśliwie żonaty.

TN: Skąd się u ciebie wzięło zainteresowanie freedivingiem?

RC: To było tak wiele lat temu, że już nawet nie pamiętam. Na pewno, jak u wielu ludzi, jakiś związek z tym miał film „Wielki Błękit”, ale ta fascynacja była już dawniej, bo to jest tak, że jak ktoś zaczyna coś robić, to najpierw robi to coś nieświadomie, a dopiero potem zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, co to jest tak naprawdę. Dlatego myślę, że jakieś zanurzanie się pod wodą było wcześniej, choć może jeszcze nie nazwałbym tego freedivingiem. A już taka pełna świadomość, to myślę, że właśnie od „Wielkiego Błękitu”.

TN: Czyli nurkowałeś jeszcze zanim zobaczyłeś film. Jak wiele lat wstecz może to sięgać?

RC: Pewnie jak każdy dzieciak zanurzałem się. Pamiętam, że jak jeździłem na wakacje nad jezioro, to zawsze fascynowali mnie ci, którzy schodzili pod wodę, a nie ci, którzy pływali po powierzchni. Był taki chłopak, kolega starszy ode mnie, który miał płetwy. Bardzo mu ich zazdrościłem. On fascynował mnie kiedy wieczorem z maską i płetwami szedł sobie do jeziora i gdzieś tam pod wodą gonił za rybami.

TN: Czyli zacząłeś bardzo wcześnie, ale „Wielki Błękit” to uporządkował?

RC: Tak, a potem zobaczyłem w jakiejś francuskiej telewizji Umberto Pelizariego i to uświadomiło mi, że to nie jest tylko fikcja filmowa, ale że ludzie gdzieś robią to na poważnie i naprawdę.

TN: A kiedy zacząłeś traktować freediving już nie w kategoriach rozrywki, ale na poważnie?

RC: To był chyba 1998, a może 1997 rok. Wtedy miały miejsce u mnie początki jakby pseudotreningów czyli czegoś co robiło się w sposób bardziej uporządkowany. Właśnie w tym czasie pojawiła się informacja o pierwszych Mistrzostwach Polski, które robił Darek Torebko. To zrodziło jakąś determinację, bo to znaczyło, że to się pojawiło w Polsce w formie może jeszcze nie takiej jak teraz, ale jednak był to już freediving. Wzrosła motywacja i od tego czasu wiedziałem już, że będę to robił. I wówczas ponownie zobaczyłem Umberto Pelizzariego, tym razem w telewizji niemieckiej. Robił jakiś rekord w stałym balaście, już nie pamiętam jaki. Zobaczyłem zdjęcia jak on pływał z delfinami pod wodą i … to już wtedy wiedziałem, że będę to robił, chyba do końca życia.

TN: No, właśnie. To jest to co mnie u ciebie fascynuje. Jak już zacząłeś się tym zajmować, to robisz to cały czas z jakąś niesamowita konsekwencją. Nie widać u ciebie momentów załamań. Nawet jeśli w jakimś okresie jest gorzej, to zawsze potem przełamujesz się i cały czas idziesz do przodu, i tak jest od kilkunastu lat. Nie ma drugiej takiej osoby w polskim freedivingu.

RC: No, nie wiem, ja tego nie zaobserwowałem.

TN: A ja to widzę. Już kilka razy wydawało mi się, że nadchodzi koniec ery Cetiego. Pojawiali się nowi ludzie, o których myślałem, że za rok z pewnością Cię wyprzedzą. Później okazywało się, że ci ludzie jakoś schodzili na dalszy plan albo w ogóle przestawali uprawiać freediving, a ty jesteś jedyny, który konsekwentnie cały czas idzie do przodu. Naprawdę chylę czoło.

RC: Chwała bogu, że są ci nowi ludzie, bo dzięki temu Ceti cały czas ma motywację do treningów!

TN: Pamiętam sytuację z 2004 roku. Wtedy trochę gorzej szło ci na basenie, przegrałeś ze mną pierwszy Puchar Polski, a nawet nie stanąłeś na podium. Wtedy myślałem sobie, że na basenie to Ceti się nie sprawdza. Tymczasem nie minął rok, a przegoniłeś mnie.

RC: Chyba rok to nie, to chyba było trochę później, ale pamiętam jeden trening dynamiki w Piasecznie, u ciebie, kiedy przełamałem taką granicę, która wydawała mi się nie do pokonania. Pamiętam, że wcześniej cały czas kręciłem się wokół setki. Wtedy trochę porozmawialiśmy, dałeś mi kilka rad dotyczących techniki, rozluźnienia no, i … zrobiłem jakieś 120 metrów. I nagle przełącznik się przestawił na to, że można jechać dalej.

TN: Tak, to było po powrocie z zawodów na Słowacji. A potem nie minęły dwa miesiące, jak zadzwoniłeś do mnie i powiedziałeś mi, że zrobiłeś 150 metrów. Strasznie mnie to wtedy zdołowało, bo w tamtych czasach myślałem, że na basenie to ja jestem królem nieodwoływalnym (śmiech). Teraz to ty jesteś. Zmieńmy teraz trochę temat. Powiedz co najbardziej kręci cię we freedivigu? Co sprawia, że przez tyle lat z taką konsekwencją zajmujesz się tym?

RC: Dla mnie to jest właśnie fajne, że jest nieustanny progres. Człowiek ciągle uczy się czegoś nowego i tak naprawdę nigdy nie można powiedzieć, że już się osiągnęło wszystko, co było do osiągnięcia, że dotarło się do swojego limitu. Zawsze jest tak, że po zmianie treningu, punktu widzenia, po wprowadzeniu jakichś technicznych zmian w sprzęcie okazuje się, że można zrobić coś więcej i to nie jest sekunda, dwie czy metr albo półtora tylko na przykład dziesięć metrów i pół minuty. Więc ciągle mnie fascynuje to, co jeszcze będę mógł zrobić? Czy zrobię 250 metrów, czy zatrzymam oddech na 10 minut? To jest taka właśnie fascynacja i to sprawia, że cały czas to robię.

TN: Czyli można podsumować, że jest to ciągle poszukiwanie granic i ich przesuwnie. Czy tak?

RC: Tak, na pewno. Przynajmniej w moim przypadku, chodzi o to, że ciągle można się poprawiać. Myślę też, że kiedy już nie będzie można tych granic przesuwać, to motywacja zmieni się. Ciągle będę to robił i będę miał z tego frajdę, ale już nie jeśli chodzi o wyniki, tylko z tego, że mogę się zanurzać pod wodę, że mogę nurkować i mogę być swobodny. Pamiętam, że tak było na początku, ta motywacja była właśnie taka, a potem z biegiem czasu, z biegiem lat ona się zmieniała i osiągnęła charakter bardziej zawodniczy. I kiedyś, myślę, że to będzie za ładnych parę lat dopiero, wrócę do tej motywacji pierwotnej. Nie będę już wtedy myślał ile się mogę poprawić i jak się to przełoży na najbliższe zawody.

TN: A w związku z tym czy nie myślałeś o tym, żeby uczyć ludzi, którzy chcą nurkować na zatrzymanym oddechu? To jest to, co ja teraz robię, a zacząłem w momencie, gdy stwierdziłem, że chyba nie przesunę już swoich granic dalej. I muszę powiedzieć, że to daje bardzo dużo satysfakcji. Wiem, że teraz być może jest na to za wcześnie, bo jesteś w znakomitej formie i wciąż poprawiasz swoje wyniki, ale w przyszłości?

RC: Chyba nie wcześniej, jak za dziesięć lat (śmiech). A poważnie, to myślę, że z uczenia będę miał taką samą frajdę. Ale muszę przyznać, że boję się tego momentu, kiedy nie będę już osobą, która sama się rozwija, będę uczył innych i inni będą mnie prześcigać. Natomiast nawet wtedy, kiedy uczę pływać na basenie, bardzo często wprowadzam elementy nurkowania, zatrzymywania oddechu, bo wiem, że to dla osób, które uczą się pływać, a szczególnie dla dorosłych, dla których jest to pierwszy kontakt z wodą, ćwiczenia z zakresu apnea mają ogromne znaczenie. I to sprawia mi ogromną frajdę, kiedy ci ludzie przełamują swoje granice, do których w ogóle nie spodziewali się, że mogą dotrzeć. Są to często osoby, które wcześniej w ogóle nie miały kontaktu z wodą, bały się wody. I to sprawia mi ogromną frajdę, wiec myślę, że jeśli chodzi o sam freediving to będzie podobnie. Ale na razie nie myślę o tym, wciąż mam ogromną motywację do treningów.

TN: Rozumiem, choć gorąco namawiam do pomyślenia o tym w przyszłości, za te dziesięć lat. Widziałem cię kilka razy w sytuacjach, kiedy radziłeś ludziom, pomagałeś im i widząc twój ogromny spokój, sposób w jaki zwracasz się do nich uważam, że masz podejście i że w tej dziedzinie też na pewno byś się sprawdził.

RC: Takie opinie, że mam podejście słyszałem na swój temat w odniesieniu do nauki pływania. Myślę, że analogonie może być w przypadku freedivingu. Chyba więc coś w tym jest.

TN: A z innej beczki. Powiedz mi czy miałeś w czasie tych kilkunastu lat momenty załamania, kryzysu kiedy przez dłuższy czas nie udawało ci się przesuwać swoich limitów? Jak wtedy reagowałeś? Czy miałeś wtedy wrażenie, że nic już z tego nie będzie, rzucasz to itp. Czy też zawsze wierzyłeś, że jeśli nie teraz, to za pół roku uda ci się znów ruszyć do przodu?

RC: Myślę, że każdy ma takie chwile zwątpienia, ty pewnie też je miałeś nie raz. Każdy, kto zajmuje się chociaż trochę jakimś sportem zawodniczo, komu zależy na wyniku, żeby przesuwać swoje osiągnięcia ma też okresy stagnacji kiedy trening przestaje działać, a my nawet nie mamy chęci, żeby u siebie cokolwiek zmieniać. U mnie tak było wielokrotnie i w konkurencjach basenowych i w konkurencjach nurkowych. Teraz taki okres mam bardziej w konkurencjach głębokościowych. W basenie widzę, że na dzień dzisiejszy jestem w stanie się poprawiać, jest progres. Natomiast z racji moich problemów z wyrównaniem ciśnienia jest jakaś stagnacja w nurkowaniu na głębokość. Oczywiście te metry jakoś idą do przodu, natomiast nie jest to tak, jak bym chciał, żeby było. Dlatego przeżywam teraz okres niepewności związanej z tym co będę mógł zrobić dalej jeśli chodzi o nurkowanie w głąb. Ale myślę, że to będzie podobnie jak z konkurencjami basenowymi, że nagle zmienię technikę, jakiś szczegół i to ruszy do przodu i znowu będę szczęśliwy.

TN: A kiedy miałeś takie momenty, to jak sobie z tym radziłeś wcześniej? Teraz widzę u ciebie wiarę, że mimo problemów jakie teraz przeżywasz, za jakiś czas, kilka miesięcy uporasz się z nimi. Czy zawsze tak było?

RC: U mnie może jest trochę odwrotnie (niż u części innych nurków). Jedni chcą wystartować (w zawodach) i zaczynają trenować. Ja natomiast zawsze trenuję, żeby dopiero potem wystartować. W sensie takim, że trening jest u mnie priorytetem. To co osiągam na zawodach jest tylko wypadkową tego, że bardzo lubię trenować. Lubię ustawiać sobie plany treningowe, lubię kombinować co można dołożyć, a co odjąć, jaki trening można stosować dodatkowo, co jeść. To mnie fascynuje od strony zawodniczej – sam trening. Dlatego kiedy są te momenty zwątpienia, to zostaje właśnie sam trening, chęć trenowania. Wtedy jest tak, że zaczynam coś zmieniać, i okazuje się, że to pomaga i znowu wyniki idą do przodu. Nie jest nigdy tak, że wyniki, zawody stoją u mnie na pierwszym miejscu. Dlatego nigdy nie odpuszczam sobie kompletnie. Zawsze trening jest najważniejszy, a co z niego wynika, to się przekłada na wyniki w zawodach. Nie jestem specjalnie uzdolniony jak na przykład Piotrek Wawer, który wszedł do wody i zaczął pływać jakieś bardzo długie dynamiki, czy jak Tomek Bryl, który robi ogromne statyki, czy nawet Mateusz (Malina), który pojechał do Egiptu i zrobił wszystkie rekordy narodowe w nurkowaniu głębokim. Zawsze byłem takim, może nie tytanem pracy, ale jednak objętościowo dość dużo trenowałem, bardzo to lubiłem. Nie tylko nurkowanie, lubię też często zaglądać na siłownię, mam chęć do usprawniania siebie. I to się przekłada na to, że nie mam takich chwil, że teraz to już nic nie zrobię, daję sobie spokój. Raczej jeśli teraz nic nie zrobię, to może spróbujmy zmienić trening, może trochę mniej albo trochę więcej czegoś, i potem po pół roku, a czasem nawet dwóch lub trzech znowu coś tam idzie do przodu. Jestem też taką osobą, która potrzebuje jakby lokomotywy. Ci nowi ludzie, którzy się pojawiają dopingują mnie, żeby ich gonić i ewentualnie przegonić. Fajnie, że teraz jest Mateusz, bo on bardzo wyśrubował wyniki i dzięki temu motywacja znowu jest.

/
"Mateusz, jeszcze nie skończyłem!" Zdjęcie: Marcin "Pulek" Pulkowski

TN: Czyli nie miałeś takich okresów, jakie mi się przytrafiały, że nie miałem już kompletnie ochoty żeby się zebrać i iść na basen, że jak patrzyłem na wodę (w basenie) to robiło mi się niedobrze.

RC: Chyba nie. Wprawdzie akurat teraz mam trochę dosyć wody, ale teraz jestem w bardzo intensywnym cyklu treningowym, więc to może wynika po prostu ze zmęczenia. Natomiast kiedy przestaję ćwiczyć i nie ma mnie na basenie przez powiedzmy tydzień czy półtora tygodnia, to znów mam chęć, żeby wleźć do wody. Jak mówiłem, to zawsze we mnie było, żeby w tej wodzie siedzieć. Ponadto mam pracę, która sprawia, że nieustannie jestem blisko wody, więc z tym nie widzę problemu. Nie mam takich momentów, że ja już w ogóle nie chcę tego robić. Tak nigdy nie było.

TN: Dla mnie to naprawdę niezwykłe. Jak rozmawiam z ratownikami na swoim basenie, to oni mówią, że mają serdecznie dosyć. Siedzą tam po osiem (i więcej) godzin i często nie chce im się nawet na chwilę wejść do wody, bo wręcz czują wstręt. Tymczasem ty nie dość, że spędzasz tam cały dzień pracując, to jeszcze potem (albo przed) w tym samym miejscu trenujesz i nie odczuwasz znużenia! Musisz naprawdę kochać tę wodę!

RC: Rzeczywiście były takie sytuacje z Radkiem, kiedy siedziałem na basenie na dwie zmiany od siódmej do dwudziestej drugiej. Radek dzwonił, pytał czy można przyjechać na trening, a ja na to, że oczywiście tak. I trenowaliśmy do godziny dwudziestej trzeciej, a więc zdecydowanie nie mam z tym problemów. Mogę być bardziej lub mniej zmęczony, ale nigdy nie było tak, że nie miałem chęci.

TN: Podziwiam! A powiedz coś więcej o samym treningu, jak on wygląda. Wiemy już, że lubisz eksperymentować, zmieniać ale jak on wygląda w ostatnim okresie.

RC: Dla mnie najważniejszy jest zaufany partner, osoba która cię motywuje, nawet niekoniecznie asekuruje, choć oczywiście wiadomo, że asekuracja jest niezbędna. Ale dla mnie liczy się motywacja jaką daje jego obecność. Na przykład mówimy sobie, że dziś robimy to i to i nie ma przebacz. To jest bardzo ważne nie tylko w naszym sporcie, ale i w wielu innych, na przykład w treningu siłowym. To ten partner mówi np. stary dołóż jeszcze te 25 metrów. Ja robię to więc już nie tylko dla siebie, ale też dla tej drugiej osoby, a z drugiej strony tę osobę motywuję w ten sam sposób.

TN: A kto jest u ciebie tym partnerem najczęściej?

RC: Teraz Adrian Kwiatkowski – będzie startował w Józefowie. I jest to typ trochę zbliżony do mnie, czyli ktoś kogo fascynuje sam proces przygotowań, treningów. Często o tym rozmawiamy, staramy się układać plany treningowe. Zarazem jest to człowiek, który też nie jest jakoś specjalnie uzdolniony, który do wszystkiego musi dochodzić własną pracą. A więc tu akurat się zgraliśmy. Wcześniej oczywiście doskonałym partnerem był Radek, ale ostatnio z różnych powodów nie ma on tyle czasu i możliwości, żeby dotrzymywać mi kroku w treningu. Adrian jest człowiekiem jeszcze młodym, pełnym zapału i nie obciążonym obowiązkami tak jak Radek. Ponadto jest ratownikiem na tym samym basenie, więc lepiej się to nie mogło zgrać. Ostatnio zastanawialiśmy się co by było gdybym umówił się z Mateuszem Maliną na dwa, trzy tygodnie na wspólny trening basenowy. Byłaby wtedy ogromna presja, pewnie byłoby dużo blackoutów, ale myślę też, że wynik znacznie by się podniósł.
Natomiast jeśli chodzi o sam trening, to staram się trenować trzy razy w tygodniu na siłowni, żeby wzmocnić mięśnie i mieć siłę płynąć. W różnych konfiguracjach, czasem więcej powtórzeń, czasem mniej. Czasem więcej siły, czasem więcej wytrzymałości. Natomiast na basenie pięć razy w tygodniu, w tym dwa razy dynamika i trzy razy statyka. I też w różnych konfiguracjach. Na początku staraliśmy się pływać maksymalne dystanse, ale ostatnio trochę odpuściliśmy, bo byliśmy trochę zmęczeni tematem. Ciało było jeszcze w miarę wytrzymałe, natomiast powoli siadała psychika. Nie można cały pływać wyników w okolicach swoich maksymalnych osiągnięć, dlatego teraz tylko raz w tygodniu staramy się robić dłuższe dystanse, a drugi raz nieco krótsze, ale za to objętościowo więcej.

/
Ceti i Adrian na "swoim" basenie w Bydgoszczy. Zdjęcie: Karolina Grzechnik

TN: Jak w takim razie wygląda twój trening nie zorientowany na maksa?

RC: Na przykład dla mnie dobrym ćwiczeniem jest 16 x 50m. To jest coś co naprawdę buduje wytrzymałość na wysokie stężenia dwutlenku węgla, a też objętościowo powoduje, że człowiek potrafi się wypływać. Trzeba trzymać tempo takiego płynięcia, nie można sobie pozwolić na tempo ospałe, trzeba mięśnie zmusić do bardziej wytężonej pracy. Dla mnie jest to bardzo dobry trening. Ćwiczyłem to przygotowując się do Apnoe Nacht w Berlinie (w listopadzie 2009 r.), bo tam jest ta konkurencja i zauważyłem, że to się przełożyło też na dłuższe dystanse. Nie można oczywiście w ogóle odpuścić dłuższych dystansów, bo się człowiek odzwyczai. Natomiast dla mnie to jest dobra metoda na poprawianie dynamiki. Robię też dłuższe dystanse, a z takich dziwniejszych treningów, to 10 x 100 m w interwale trzyminutowym, czyli razem z płynięciem i odpoczynkiem - to przykład z treningów objętościowych. Najgłupszy trening jaki zrobiłem, no może nie najgłupszy, ale najbardziej intensywny jeśli chodzi o długie dystanse, to w jednej sesji najpierw 175 i potem 155, 150 i 150 metrów. I to udało się zrobić w ciągu 45 minut.

TN: No, to muszę powiedzieć, że to jest powalające!

RC: (śmiech) Nie wiem, może inni robią jeszcze więcej, ja na razie robię tak i to się sprawdza.

TN: Widać, że się sprawdza, bo w ostatnim półroczu wziąłeś wszystko, co było do wzięcia. Wszędzie gdzie startowałeś, to wygrywałeś.


/
Ceti w Belinie. Rok 2010. Za chwilę padnie 7:28. Zdjęcie: Łukasz Piszczek

RC: Ale w Berlinie (chodzi o zawody z lutego 2010) myślałem, że się doślizgam do 200 metrów, a nie udało się. Wyszło odwrotnie niż myślałem. Nie nastawiałem się specjalnie na Berlin, zrobiłem krótką przerwę. Zazwyczaj robię cztery, pięć dni superkompensacji żeby odpocząć, żeby był ten strzał na zawodach. Tutaj było trochę krócej. Spodziewałem się, że dynamika pójdzie lepiej, a statyka będzie troszeczkę gorsza, a wyszło zupełnie odwrotnie. Byłem trochę zły, bo basen był 50-metrowy, więc było wszystko, czego było trzeba do tych 200 metrów, no ale się nie udało. Może przerwa (między statyką a dynamiką) była trochę za krótka, bo większość zawodników popłynęła poniżej swoich limitów.

TN: Ale dzięki temu jak Siergiej Bubka dodajesz po kawałeczku i u mnie, w historii rekordów Polski znów jest Robert Cetler, Robert Cetler, Robert Cetler ... ktoś ci płaci za te rekordy (śmiech)? A wracając do treningów, to było to bardzo ciekawe. Myślę, że nie ma chyba drugiej osoby w Polsce, która byłaby w stanie tak trenować …

RC: A ja myślę, że jest: Mateusz Malina. Mateusz też jest takim człowiekiem, który duuużo daje z siebie na treningach. On jest na pierwszym miejscu jeśli chodzi o intensywność, tak mi się wydaje przynajmniej. Nie wiem tego na pewno, bo nie rozmawiałem z nim o tym, ale jak widzę jego podejście do freedivingu, to myślę, że to jest bardzo poważny zawodnik, który na serio do tego podchodzi.

TN: Wyjaśnij mi coś. Ty jednak trenujesz intensywnie, a do tego jeszcze bardzo dużo pracujesz. Jak dajesz sobie z tym radę?

RC: To się trochę zmieniło. Być może wyniki są stąd, że więcej teraz odpoczywam. Kiedyś pracowałem na dwóch basenach i jeszcze brałem chałtury nauki pływania. Objętościowo było tego bardzo dużo i być może byłem wtedy trochę zmęczony, nie było siły na trening i na to, żeby się odpowiednio regenerować. Teraz pracuję mniej i właśnie to się przełożyło na wyniki. Nie tylko sam trening. To taka informacja dla tych, którzy chcieliby iść w moje ślady, muszą pamiętać, że odpoczynek też jest konieczny. Zwłaszcza we free kiedy obciążone jest nie tylko ciało ale i mózg, który jest często niedotleniany, a w każdym razie dotleniany poniżej normalnego poziomu. Nie ma innej aktywności sportowej, w której byłoby podobnie. Oczywiście himalaiści też cierpią na przypadłości związane z obniżoną prężnością tlenu w tkankach, ale oni nie wspinają się na góry codziennie, tylko raz na jakiś czas. U nas te poziomy tlenu ciągle się zmieniają w organizmie, który jakoś musi sobie z tym radzić. Dlatego ta przerwa na regenerację jest niezwykle ważna. I z tego powodu myślę, że kiedy pracy trochę mi uciekło, miałem więcej czasu na odpoczynek, to od razu się to przełożyło na wyniki.

TN: Dzięki za odpowiedź, jest bardzo interesująca, choć sens pytania był nieco inny. Mimo, że deklarujesz mniej pracy, to jednak pracujesz jako ratownik, uczysz pływać, 3 razy w tygodniu jesteś na siłowni, 5 razy trenujesz na basenie …. ty w ogóle bywasz w domu? Jak ci na to żona pozwala?

RC: (śmiech) Szczęśliwe jest to, że ja pracuję na basenie. Pozostali muszą sobie czas inaczej organizować. Ja wiele rzeczy mogę zrobić z rozbiegu: zostaję godzinę dłużej lub przychodzę godzinę wcześniej, kiedy Ania i tak jeszcze śpi. Siłownia jest na terenie basenu. Dzięki temu potrafię sobie to tak skomasować, że nie muszę wracać do domu w środku nocy. I muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o czas wolny, poza pracą i treningami, to jest całkiem nieźle.

TN: Kolejny raz zmienimy temat. Jak u ciebie jest z backoutami? Poza znanymi mi historiami z samego początku twojego nurkowania ja nie przypominam sobie żadnego przypadku, kiedy widziałbym cię w stanie niedotlenienia lub nawet o tym słyszał.

RC: Rzeczywiście. Blckoutu od czasów tych początków chyba nie miałem wcale, natomiast jeśli chodzi o sambę, to była jedna w Wiesbaden w 2007. roku. W ogóle samby jakie miałem można policzyć na palcach jednej ręki wliczając i zawody i treningi. Ostatnio miałem też lekką sambę w Berlinie (w lutym 2010) po dynamice. Dlatego wynurzyłem się wcześniej. Nie dopłynąłbym do tych 200 metrów, bo potem nie wybroniłbym się. Te 189 to był mój limit na ten dzień. Może u mnie to wynika z tego, że odporność bólowa jest u mnie dość niska, słabo sobie radzę ze skurczami, dlatego ciężko mi jest doprowadzić się do stanu, kiedy tlenu jest już mało w organizmie. Pokonuje mnie dwutlenek węgla, może wynika to stąd. A może stąd, że trenuję dużo i organizm jest do tego przyzwyczajony i jakoś sobie z tym radzi?

TN: Przyznam, że stwierdzenie: słabo sobie radzę ze skurczami, u osoby, która ostatnio nie schodzi poniżej 7 minut w statyce i robi dynamiki po sto osiemdziesiąt kilka metrów, brzmi dość kuriozalnie.

RC: W mojej osobistej ocenie tak jest. Jak patrzę na Mroza (Michała Mrozowskiego) czy chociażby na Piotrka Bauzę, którzy skurcze mają pod dwie lub trzy minuty, a i tak kończą po sześciu czy nawet siedmiu, jak u Piotrka, to mówię respect! Ja bym nie dał rady.

TN: A kiedy u ciebie pojawiają się kontrakcje?

RC: Teraz w Berlinie były przy 4:34, a najdłuższy okres bez kontrakcji to chyba 4:59 albo 5:01.

TN: Skoro mówimy o statyce, to czy mógłbyś powiedzieć jak w zarysie wygląda Twój trening w tej konkurencji?

RC: Przy treningu statyki opieram się na tabelach. Z racji codziennego treningu nie jestem w stanie zbliżyć się do moich PB bez kilkudniowej przerwy, dlatego długość moich statyk oscyluje w okolicach od 2 do 3 minut przy tabelach CO2 i od 3 do 6 z kawałkiem przy tabelach O2. Mniej więcej wiem na co mnie stać, więc nie muszę sprawdzać swojej formy wykonując maksymalne statyki na treningach. Wskaźnikiem mojej formy jest raczej czas, w którym pojawiają się pierwsze skurcze (im później, tym lepiej). Również łatwość wykonywania poszczególnych statyk w tabelach pokazuje jak mój organizm radzi sobie z bezdechem.

TN: Mam teraz takie pytanie: co cię hamuje? Na basenie, to ostatnio chyba nic, ale co z głębokimi? Widząc twoje wyniki na basenie nie mam wątpliwości, że jeśli chodzi o bezdech, mógłbyś nurkować głębiej. Zatrzymuje cię wyrównanie ciśnienia. Co zamierzasz z tym zrobić? Jeśli nie ruszysz tej sprawy, to w tym roku możesz po raz pierwszy od wielu lat, stracić tytuł mistrza.

RC: Może po cichu na to liczę, bo zawsze łatwiej jest o coś walczyć, niż tego bronić (śmiech). A tak poważnie, to trenuję teraz z Adrianem, który też ma ten problem. Nie potrafi się w ogóle wyrównać nurkując głową w dół. Nurkuje tylko nogami w dół, przy linie, nie używa płetw. Ale on też ma ogromną determinację, żeby to zmienić, nauczyć się nowych technik wyrównywania ciśnienia. Obserwowanie go dopinguje mnie do tego samego i mam nadzieję, że to się przełoży i na moje wyniki. Już w zeszłym roku było troszkę lepiej. Poprawiłem się nie o metr czy dwa, ale o pięć metrów. A było to w okresie, kiedy już właśnie razem z Adrianem jeździliśmy na Piechcin (dwudziesto kilku metrowy, zalany kamieniołom pod Bydgoszczą), robiliśmy próby FRC. Ćwiczyliśmy na basenie, czasami godzinę siedzieliśmy przy drabinkach próbując różnych rzeczy z zakresu mouthfill czy BTV. Adrian nauczył się właśnie BTV czyli w ogóle nie dotyka się do nosa. Myślę więc, że to wszystko jest do opanowania. Jest to kwestia motywacji, determinacji no, i tego stałego partnera, którego można obserwować, i który cię motywuje. Mam nadzieję, że to się jakoś przełoży. A jeśli nie, to nie wiem, może się zgłoszę do chirurga, który mi tam poprawi co trzeba (śmiech).

Ceti i Radek na Extremallu II. Rok 2010. Zdjęcie: Michał Mrozowski (chyba)

TN: Ale zanim zgłosisz się do chirurga będziesz pracował nad mouthfill’em (bo to jest technika, która dziś otwiera ludziom drzwi do głębokości) czy planujesz jakieś inne rozwiązania?

RC: Mouthfill na pewno musi być. Mało jest ludzi takich jak Michał (Mrozowski), którzy wchodzą do wody i stwierdzają, że oni będą sobie teraz klikać uszami i im to wychodzi. Ja na pewno do nich nie należę. Jak mówiłem nie jestem osobą szczególnie utalentowaną jeśli chodzi o freediving, jestem zupełnie przeciętny i muszę wszystko nadrabiać pracą. Będziemy więc kombinować, są chęci, żeby raz, dwa razy w tygodniu jeździć nad jakiś głębszy akwen i będziemy próbować. Co więcej mogę powiedzieć? Na pewno będę pracował nad moutchfill’em łącząc to z BTV tak, żeby łatwiej było wykonać mouthfill. Kiedyś koncentrowałem się wyłącznie na mouthfill, a teraz staram się ułatwić tę technikę przez próby otwierania przewodu słuchowego odpowiednimi mięśniami.

TN: Życzę ci, żebyś się z tym uporał, bo jak nie, to na mistrzostwach w nurkowaniu głębokim może być … ciekawie. A jakie są twoje plany na najbliższą przyszłość tj. na najbliższe pół roku. Mamy tu mistrzostwa basenowe, a później właśnie głębokie.

RC: W Józefowie chciałbym powalczyć. Na tym koncentruję wszystkie wysiłki, żeby na te zawody przygotować formę i chciałbym tam wygrać.

TN: W to nie wątpię, zresztą chyba nie ma osoby w Polsce, która mogłaby ci w tym przeszkodzić.

RC: Ja myślę, że takie osoby są, a to są zawody, więc wszystko może się zdarzyć.

TN: To prawda, to są zawody, ale ja takich osób nie widzę. Jedynym zawodnikiem, który sięga 200 metrów jest Mateusz, ale on jest od ciebie dużo słabszy w statyce. Biorąc pod uwagę, że ty ostatnio właśnie na zawodach uzyskujesz świetne wyniki, to myślę, że pokonać cię będzie bardzo trudno. Oczywiście o ile nie przytrafi ci się jakaś wpadka, czego naturalnie ci nie życzę. Ale chciałbym, żebyś powiedział jakie konkretnie wyniki chciałbyś osiągnąć, o to chodziło mi w tym pytaniu. Ja się tego domyślam, ale chciałbym, żebyś sam to powiedział.

RC: W Józefowie jest 25 metrowy basen, więc tu trudniej będzie zrobić ten wynik, który zakładam czyli 200 metrów. Chciałbym to osiągnąć, żeby Polska nie stała wciąż w tyle za innymi krajami, które już tę granicę przekroczyły. Ale basen ma 25 metrów, więc nie będzie łatwo. Z każdego wyniku powyżej 175 będę bardzo zadowolony, a jeśli uda się doślizgać do ściany, to będzie świetnie. Takie moje ciche marzenie to 8 minut statyki i 200 metrów dynamiki.

TN: Tak właśnie myślałem, i tego naprawdę ci życzę. A jeśli chodzi o nurkowanie głębokie, to pewnie wszystko zależy od tego co uda ci się zrobić z tym ciśnieniem?

RC: Na pewno tak, ale chciałbym też poćwiczyć nurkowanie żabką. Tutaj bardzo odstaję.

TN: Przerwę ci na chwilę, bo mam też pytanie o ulubione dyscypliny. Skoro o dyscyplinach mówimy, to powiedz, która najlepiej ci leży?

RC: Chyba najbardziej constant. Myślę, że dlatego, bo mam mocne nogi i jestem bardziej uwarunkowany do pływania w monopłetwie. Nigdy nie wiedziałem o co chodzi, kiedy ktoś mówił, że siadły mu nogi. Ja nigdy nie miałem z tym problemów. Wiadomo, że nogi się kwaszą, natomiast nigdy nie miałem tak, żeby były tak słabe, żebym nie mógł nimi pracować. Na basenie też to nie nogi mnie zatrzymują. Dużo ćwiczę na siłowni i to się pewnie przekłada właśnie na to.

TN: A kiedy zaczynasz odczuwać zakwaszenie w dynamice?

RC: Myślę, że po 125 metrze, ale to wszystko zależy od dnia. Jednak wcześniej to się w zasadzie nie zdarza. Jeśli się poddaję, to dlatego, bo skurcze są na tyle silne, że po prostu już mi się nie chce, natomiast z powodu nóg nigdy. Zdarzają się takie dni, kiedy w ogóle nie czuję nóg. Dopływam do 150, robię nawrót i jeszcze nie mam z tym problemów. Myślę, że bardzo pomaga tu trening siłowy, robienie przysiadów z ciężarem i inne podobne ćwiczenia. Pewnie dlatego właśnie lubię constnt.

TN: A teraz wróćmy do żabki.

RC: Żabki nigdy nie ćwiczyłem, bo nie miałem motywacji do tego, żeby to robić. Jednak ostatnia dyskusja, która toczyła się na forum wskazuje na to, że w przyszłym roku trzeba będzie się bardziej zająć tą dyscypliną, z racji tego, że zawody pewnie odbędą się w formuje trzech konkurencji. Dla mnie to będzie ogromna frajda. Nowe wyzwanie, znowu trzeba będzie kombinować, myśleć o technice. Na moim basenie są ratownicy, którzy uczą pływać, potrafią pewne rzeczy poprawiać, więc będzie okazja, żeby to wykorzystać. Bardzo się cieszę. Chciałby złapać w tej dyscyplinie więcej luzu. Moje ciało nie jest przyzwyczajone do tego, żeby pływać żabką. Bardzo szybko się męczę. Dlatego przygotowania pod nurkowania głębokie będą zorientowane na to, żeby poprawiać sobie technikę, wyluzowywać się bardziej właśnie w DNF. Powietrza mi nie brakuje i nie to mnie hamuje, ale w żabce nie mam tego pływackiego luzu. Brakuje tych połączeń nerwowo mięśniowych, które powodują, że pływanie staje się bardziej naturalne. Muszę nad tym popracować. Wyjazdy na te płytsze akweny, które są blisko mnie tj. na Piechcin, będą dobrą okazją żeby o to zadbać. Fajnie by było gdyby udało mi się zejść poniżej 40 metrów i zbliżyć do 50, a nie kręcić się wciąż w okolicach trzydziestu kilku. To by było dla mnie zadawalające. Po zawodach z Józefowie właśnie do tego bardziej się przyłożę, zarówno w głąb jak i na basenie.

TN: Ceti, bardzo dziękuję. W zasadzie wyczerpałem wszystkie przygotowane pytania. Ale może masz coś, o czym chciałbyś powiedzieć, a o co nie spytałem?

RC: Jest jedno apropos zbliżających się zawodów, zarówno tych w Józefowie jak i głębokich. Chciałbym to skierować do ludzi, którzy nie chcą startować z różnych powodów, a to że to jeszcze nie czas, bo są słabo przygotowani, bo nie ta forma, jeszcze dla nich za wcześnie itp. Ja uważam, że zawody należy traktować jako część treningu. Z zawodami trzeba się obyć, trzeba zaliczyć pierwsze skuchy, a potem trzeba się podnieść i konstruktywnie myśleć, co można zrobić, żeby się poprawić na zawodach następnych. I to jest wiadomość właśnie dla tych, którzy gdzieś tam po cichu trenują, ale nie pojawiają się na zawodach, bo czekają na lepsze czasy i lepszą formę. Namawiam, żeby jednak startować, bo to jest integralna część treningu. Tak jest zresztą w każdym sporcie, że starty kontrolne są po to, żeby zawodnik się oswajał z zawodami i ze stresem, który im towarzyszy.

TN: Doskonały przykład na poparcie tego co mówisz, to Michał Mrozowski w zeszłym roku w Krakowie, gdzie spodziewaliśmy się, że pobije rekord, a zamiast tego miał blackout – zapłacił frycowe pierwszego startu.

RC: Tak samo było z Mateuszem.

TN: Zgadza się, ale ich kolejne starty, już po tym pierwszym przetarciu na zawodach wyglądały zupełnie inaczej. Powiem tylko, że twoja sugestia odnosi się raczej do przyszłych zawodów, bo na tych najbliższych miejsc już praktycznie nie ma. Lista jest prawie pełna, a jest na niej sporo nowych nazwisk. Kto wie, może wśród nich jest jakaś nowa gwiazda, która zrobi 200 metrów i 8 minut wcześniej, niż tobie się to uda?

RC: Na to liczę, bo to da mi motywację do dalszych treningów

TN: Bardzo dziękuję za wywiad. Był dla mnie niezwykle interesujący. Wreszcie trochę wyjaśnił mi jak to się dzieje, że przez tyle lat jesteś wciąż najlepszy, że wciąż odnajdujesz w sobie motywację do treningów.


/
Ceti der Sieger. Berlin 2010 Zdjęcie: Łukasz Piszczyk


Ceti dopiął swego! Na Mistrzostwach Polski w Józefowie, mimo 25 metrowego basenu popłynął swoje 200 metrów. Ale prawdziwym wyczynem było to, co stało się 2 godziny wcześniej. W statyce nie tylko osiągnął wymarzone 8 minut, ale dobrnął do 8:42!!! Tego nie spodziewał się nikt, łącznie z samym Cetim. Taki wynik, to już nie poziom światowy, ale po prostu absolutny top! Ktoś mógłby powiedzieć, że do rekordu świata brakuje prawie trzech minut, ale dziesięciominutowe wyniki Sietasa i Mifsuda i ponad jedenastominutowy rekord tego ostatniego to zupełnie inna para kaloszy. Te rezultaty osiągane były w indywidualnych próbach bicia rekordów. Tymczasem najdłuższe czasy uzyskane w zawodach to około 9 minut i takich wyników zanotowano do tej pory zaledwie kilka. Wśród nich jest osiągnięcie Roberta. Ceti, czapki z głów przed Tobą!!!



Komentarze

Brak dodanych komentarzy. Moe czas doda swj?

Dodaj komentarz

Zaloguj si, aby mc doda komentarz.

Oceny

Tylko zarejestrowani uytkownicy mog ocenia zawarto strony

Zaloguj si lub zarejestruj, eby mc zagosowa.

Brak ocen. Moe czas doda swoj?
Wygenerowano w sekund: 0.01
1,977,513 Unikalnych wizyt